Zapraszam na facebook

Mariusz Gosławski (czarekart)

Tam znajdziecie najświeższe informacje, relacje z wystaw i innych wydarzeń, w których biorę udział.

poniedziałek, 30 maja 2016

Weekend we Wrocławiu

27.05
Po wycieczce po Wrocławiu dotarłem wreszcie do hotelowego pokoju (hotel czterogwiazdkowy, pokój zamówiony przez Urząd Marszałkowski we Wrocławiu). Zaraz po wejściu czułem się jak Jaś Fasola w obcym mieście. Przyzwyczajony do życia ulicznego i spania na podłodze a tu takie wow. Tradycyjnie miałem problem z włączeniem światła pokój na kartę - ale poradziłem sobie bez pomocy z recepcji :) Tylko obrazki na ścianach słabiutkie. Chyba pogadam z dyrekcją żeby zakupili kilka ode mnie :) Szkoda, że nie mam żadnych koleżanek ani fanek we Wrocławiu bo bym zaprosił jakieś na dłuuugą kolację :P Żałujcie.


A spacer? Wszędzie krótko i szybko, bo wszystko znam. Jedynie w trzech księgarniach zabawiłem dłużej. Tradycyjnie zjadłem obiad w Misiu - krupnik i naleśniki. A wieczorem czeka mnie jeszcze kilka kulturalnych atrakcji na mieście. I trzeba się wyspać bo z rana wyjazd w dalszą drogę.

Wieczór zacząłem od wizyty w synagodze. Tam spędziłem całą godzinę na modlitwach powitania szabatu. Żydzi świetnie się bawią nawet podczas nabożeństwa. A później uczta dla oka - spektakl o historii Lublina. Lublin jest jednym z miast zaproszonych do europejskiej stolicy kultury, aby zaprezentować swoje miasto. Było na co popatrzeć. Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o... no właśnie, 10 cm przede mną stałą dziewczyna, też było na kogo popatrzeć. A wracając spotkałem Ulę - znajomą z sieci. No i pora było wracać



28.05
W sobotę wyjechałem na Stawy Milickie /55km od Wro/, gdzie wziąłem udział w japońskim Dniu Dziecka. Prowadziłem tam warsztaty origami i bodypaintingu. Pokazałem też kilka swoich prac. Zdjęcia i relacja na Blogu Japońskie inspiracje.


Kiedy wróciłem z Milicza, popołudniu w sobotę, miałem nocować u siostry ale okazało się że nie mogę, znalazłem się na ulicy. To nie był przyjemny moment, kiedy nagle zostajesz bez dachu nad głową. Spędziłem dwie godziny siedząc na nowym bulwarze patrząc na Ostrów Tumski. Zastanawiałem się - co dalej. W niedzielę miałem zaplanowane spotkanie z koleżanką - nie mogłem jej zawieść i nie przyjść. Jeszcze pochodziłem po rynku, w Biedronce nie mieli już pieczywa, wiec darowałem siebie jedzenie - jakoś wytrzymam. Niestety nie mam we Wro znajomych, którzy mogliby mnie przenocować. Znam tylko dworzec i noclegownię dla bezdomnych. Poszedłem tam, choć z wielkim strachem. Strach pokonałem. Założyli mi kartę, dali materac, kołdrę, koc. Bezpiecznie spędziłem noc razem z innymi bezdomnymi. O 7 rano musiałem już opuścić to miejsce, podobnie jak inni. W nocy musiało padać, bo chodniki były mokre. Sklepy też pozamykane, żeby coś zjeść. Woda z hydrantu musiała wystarczyć, zeby się umyć i napić. Wiedziałem, że siostry zakonne wydają jakieś jedzenie, ale nie znałem godziny. Na miejscu też nie było kartki o której. Czekałem dwie godziny. Zaczęli się schodzić także inni potrzebujący. O 10 otworzyli bramy. Gorąca herbata, kanapki, naleśniki z serem, trochę chleba, słodka bułka i słoik zimnej zupy. Była też gorąca zupa, ale nie miałem pojemnika. W parku zjadłem śniadanie. Chleb i zupę oddałem innemu potrzebującemu. A później spotkałem się z koleżanką.


29.05
Niedzielne spotkanie z Julką. Od 7 rano bylem na nogach, ale nie będę jej budził o tej porze, wiec zadzwoniłem ok 10.00. I też ją obudziłem :) Umówiliśmy się w okolicach katedry. Bez żadnych planów, spontanicznie. Blisko było do cerkwi, więc na chwilę tam weszliśmy - o wrażenia pytajcie Julkę. A później zdecydowaliśmy się obrać kierunek - Ogród Japoński. Chciałem gdzieś zostawić swoje ciężkie tobołki, ale ostatecznie zabrałem je ze sobą. Ogród japoński, kwitnące różaneczniki, irysy, ogromne karpie,woda, zielono. Tylko ludzi pełno. Zasiedliśmy na mostku w otoczeniu kwitnących irysów i tak przegadaliśmy 2-3 godziny. To był jedyny czas, kiedy mogłem zapomnieć o minionej nocy i zamiast łez mieć uśmiech na twarzy. Dzięki Julka za poświęcony mi czas i wiele radości.








W niedzielę tuż przed wyjazdem poszedłem na obiad do BAR MISZ MASZ. Była godz. ok 18.00. Siedziałem w barze sam. Przy stoliku obok usiadła fajna dziewczyna: blondynka, niebieskie oczy, czarne duże okulary, ubrana na szaro, w długich spodniach, tylko butów nie pamiętam :D wiek: wyglądała na studentkę. Zamówiła to samo co ja. Co jakiś czas sprawdzała telefon. Nie zdążyłem jej dać swojego nr tel, bo wcześniej zjadła i wyszła. Ech.... Ale obraz w głowie został. Mało prawdopodobne żebym ją jeszcze kiedyś spotkał, ale kto wie ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz