To była fantastycznie spędzony dzień - Sabat Imbolc. Padający śnieg,
wokół zamarznięta woda, cisza, spokój - czasem tylko w oddali ktoś
przeszedł. Mimo wczesnej pory i niezbyt spacerowej pogody w lesie można
było spotkać kilka osób. I 2 godz. na oddanie się magicznym celebracjom.
Najdłużej czekałem na rozpalenia ognia w kociołku, ale warto było
poczekać. Mimo padającego śniegu świece pięknie się paliły. To, co
niepotrzebne zostało oczyszczone, a to, co nowe - zaplanowane. Niech
magia działa. A na koniec rytuału z lasu wyszła piękna sarna. Długo
stała patrząc się na mnie. Nie zdążyłem jej zrobić zdjęcia, wolałem
popatrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz